Czy czasem słyszysz wewnątrz siebie taki głos, który mówi Ci „daj sobie spokój, nie warto” lub „nie chce mi się”? Jeśli tak to tych kilka słów jest skierowanych właśnie do Ciebie. Jak wygląda nasz zwykły dzień? Zacznijmy od modlitwy. Mamy dziś dosyć napięty dzień, ale czasu na modlitwę jest pod dostatkiem. Przychodzimy z pracy, ze szkoły, zjemy obiad, odpoczniemy trochę. Później mamy zapewne jeszcze parę innych obowiązków i te też wykonamy. Przychodzi jednak moment, że już nic nie mamy do roboty. I co? Trzeba byłoby się pomodlić? Ale jeszcze to sobie przypomnimy, tamto i modlitwa schodzi na plan dalszy. Czasem staje się ostatnim punktem naszego dnia. Dobrze jeżeli w ogóle wtedy jest, bo to, co ma być zrobione na końcu często odpuszczamy sobie. Poruszamy tu przykład modlitwy, ale czy nie znaleźlibyśmy jeszcze kilku innych spraw, których unikamy, do których jesteśmy zniechęceni zanim zaczniemy je robić? Myślę, że doszukamy się tu raczej obowiązków. Rzeczy, które powinniśmy wykonać, jeżeli chcemy wzrastać w Bogu, czynności, które są pracą i to nie lekką, ale raczej trudną. Bo modlitwa nie zawsze jest przyjemnością, zwłaszcza jeżeli spotykamy się na niej z Bogiem a On milczy i musimy siedzieć w ciszy. Służba nie zawsze jest przyjemna, bo trzeba poświęcić coś swojego: czas, wysiłek a nawet i pieniądze. Co więcej raczej musimy liczyć się z tym, że nasza służba nie spotka się z uznaniem – może być tak, że nikt jej nie zauważy.
Tak jest w życiu duchowym, ale zniechęcenie dotyka nas także w codzienności. W pracy, kiedy nie chce się nam już robić tego samego, w szkole, kiedy nie chce się nam już uczyć. Może nie widzimy efektów i jesteśmy zniechęceni. Bo przecież praca, nauka powinna owocować, przynosić efekty, a my ich może nie widzimy. Może jesteśmy zniechęceni, bo przeżywamy w swoim życiu, jakąś porażkę – coś się nam nie udało, coś się nie powiodło, wyszło nie tak, jak chcieliśmy. To nas dołuje, obezwładnia.
Jeszcze gorzej jest ze zniechęceniem, jeśli dociera ono do nas z zewnątrz. Może inni próbują nam wmówić, że nie warto – „daj sobie spokój, i tak ci się to nie opłaca”. Odciągają nas od tego, co chcielibyśmy zrobić: to od wspólnoty, to służby, to od nauki, w pracy, żebyśmy „szanowali robotę” itp.
Prawdopodobnie większość chrześcijan zgodziłaby się z twierdzeniem, że tak właśnie wygląda życie. Co pewien czas napotykamy na takie pułapki zniechęcenia. Ono pojawia się w naszym sercu z różnych przyczyn. Możemy być zniechęceni, bo nie udaje się nam, ponieśliśmy jakąś porażkę lub nie widzimy efektów swoich starań. Szczególnym przypadkiem zniechęcenia jest sytuacja, kiedy już na starcie jesteśmy zniechęceni do jakiejś sprawy, ponieważ nie wierzymy w siebie, w to, że stać nas na coś. Czasem swoje robi tu też szatan, który chce nas zniechęcić, żebyśmy przypadkiem nie pokrzyżowali mu planów, żebyśmy przypadkiem za bardzo się nie angażowali.
Idąc dalej – czym jest owo zniechęcenie i co przynosi, jeśli mu ulegamy?
-
Na początek trzeba zauważyć, że zniechęcenie samo w sobie nie jest grzechem. Zniechęcenie to coś, co dzieje się we mnie i nie jest ode mnie zależne. Ja mogę doświadczać uczucia znużenia, zmęczenia, zniechęcenia. Grzech pojawia się wtedy, gdy poddajemy się temu zniechęceniu, kiedy mówimy sobie „nie chce mi się, nie teraz” i nie robimy tego, co powinniśmy. To jest już grzech..
-
Idąc dalej. Kiedy dochodzi do nas pokusa, żeby ulec zniechęceniu i ulegamy, to próbujemy uspokoić swoje sumienie. W jaki sposób? „Pójdę następnym razem; Pomodlę się jutro; ten problem rozwiążę innym razem.” Często od takiej uległości wobec zniechęcenia zaczyna się zaniedbanie. Zaniedbanie modlitwy, służby, jakichś obowiązków. Zaniedbanie z kolei jest nam już bardzo trudno dostrzec, bo nasze sumienie widzi przede wszystkim jeżeli ZROBIMY coś złego, z kolei jeśli czegoś dobrego NIE ZROBIMY to sumienie tak gwałtownie już nie reaguje. Idąc jeszcze dalej, kiedy zaczyna się w naszym życiu pojawiać zaniedbanie, zaniechanie to znieczulamy nasze sumienie i ono zaczyna przełykać coraz większe rzeczy, coraz większe grzechy.
-
Jeśli poddajesz się zniechęceniu, jeśli mu ulegasz to zaczynasz czynić się słabym, nieodpornym. Sam ogałacasz się z silnej woli. Stajesz się coraz bardziej podatny na ataki Złego. Co więcej możesz wpaść w taki marazm, stan wegetacji, kiedy nic ci się już nie będzie chciało.
-
Kolejna sprawa dotyczy pewnej iluzji, która, myślę, że dotyka wielu osób, a nie wszyscy zdają sobie z niej sprawę. Mamy bowiem czasem takie wyobrażenie o nas samych, że gdybyśmy mieli więcej czasu to wszystko byśmy zrobili: lepiej byśmy się modlili, służyli, więcej czasu poświęcali na rozmowę z najbliższymi, lepiej byśmy po prostu wszystko robili. A tak naprawdę postawmy sobie proste pytanie: Jeżeli jesteś na urlopie, masz ferie, wakacje, to, czy naprawdę lepiej się modlisz, lepiej służysz, więcej czasu poświęcasz na rozmowę z żoną / mężem, lepiej wypełniasz swoje obowiązki? Otóż raczej tak nie jest. Wtedy raczej jesteśmy bardziej rozleniwieni i mniej nam się chce coś robić. To o czym to świadczy? To świadczy o tym, że to raczej w nas jest problem, a nie w niesprzyjających warunkach zewnętrznych, w niedostatecznej ilości czasu. Czasu jest pod dostatkiem. Okazuje się, że to my musimy wziąć się za siebie, że w nas jest problem.
-
Zastanówmy się jak inni reagują na nasze uleganie zniechęceniu. Otóż jeśli nam się nie chce, jeśli się poddajemy to i inni idą w ślad za nami. Naszą uległość wobec zniechęcenia widać i ona na pewno nie pobudza innych do działania, wręcz odwrotnie.
Teraz trzeba powiedzieć, co o tym wszystkim myśli Bóg. Jaki On ma stosunek do tego. Otóż na pewno Bogu nie chodzi o to, żebyśmy ulegali zniechęceniu. Wręcz przeciwnie. W Łk 8:15 są takie słowa:
„W końcu ziarno w żyznej ziemi oznacza tych, którzy wysłuchawszy słowa sercem szlachetnym i dobrym, zatrzymują je i wydają owoc przez swą wytrwałość.”
To słowo oznacza, że aby iść za Bogiem musisz przeciwstawiać się zniechęceniu. Będą trudne chwile, owszem będziesz doświadczał uczucia zniechęcenia, znużenia, ale Ty nie możesz mu się poddawać, musisz być wytrwały. To wytrwałość przynosi owoce. Musisz walczyć ze zniechęceniem: czy to w modlitwie, czy w służbie, czy wreszcie w każdej pracy, jaką podejmujesz. Liczy się twoja wytrwałość. Możesz upadać, ale idź na przód.
Zaraz, zaraz…
Łatwo powiedzieć „Idź dalej”….
Prawdą jest, że to nie takie proste, ale nie jest też niewykonalne. Przed rozpoczęciem walki ze zniechęceniem warto zwrócić uwagę na kilka wskazówek – jak nie dać się zwieść i złapać w pułapkę zniechęcenia.
-
Przede wszystkim musimy poświęcać czas na to, żeby przebywać w samotności z Bogiem, musimy się z Nim spotykać. Kiedy spotykamy się z Bogiem na tej wewnętrznej płaszczyźnie, w naszym sercu, to tam znajdziemy motywacje. „Albowiem to Bóg jest w was sprawcą i chcenia, i działania zgodnie z [Jego] wolą.” (Flp 2:13). To Bóg będzie dodawał nam sił do działania. Jeśli jesteś zniechęcony, bo ci się nie udaje to On będzie dodawał ci otuchy. Spotykając się z Nim zobaczysz, że mimo, że może Ty w siebie nie wierzysz to On w ciebie wierzy. On wie, że potrafisz. On pokaże ci, że warto się starać.
-
Po drugie – musimy badać swoje serce. Robić rachunek sumienia. Nie musi być codziennie, może być co pewien czas. Chodzi o to, żebyś sprawdzał czy nie unikasz czegoś, co powinieneś robić, co może być oznaką zniechęcenia. Badaj też, co jest twoim skarbem. „Bo gdzie jest twój skarb, tam będzie i serce twoje.” (Mt 6:21) To, co nie jest ci bliskie nie będzie ci łatwo robić. W tym miejscu musisz zwrócić szczególną uwagę na swoje postępowanie.
-
Trzecia sprawa dotyczy tego, żeby raczej unikać wchodzenia w jakieś dyskusje, które mogą nas zniechęcić. Chodzi mi tu o narzekanie, o jakieś bezcelowe roztrząsanie problemów, które zamiast próbować rozwiązać omawiamy i tak jakbyśmy chcieli się pochwalić innym, jak to nam jest ciężko i żeby jeszcze inni nam współczuli. Nie neguje tu potrzeby zrzucenia z siebie jakichś ciężarów, które nosimy, takiej rozmowy, która pomoże nam poradzić sobie z problemem. Unikajmy takich rozmów, które zamiast nas motywować dołują nas.
-
Czymś, co wiąże się z takimi rozmowami jest dobre słowo zachęty. Chodzi mi tu o naszą postawę, abyśmy sami motywowali innych. Twój brat / twoja siostra ze wspólnoty będzie bardziej się starała, jeśli zauważysz jego / jej wysiłek, jaki wkłada w służbę, w modlitwę. Twoje dzieci będą się bardziej starały, jeśli zamiast robić im jakieś wyrzuty zauważysz, że zrobiły postępy w nauce. Musimy pamiętać, że łatwiej jest krytykować niż chwalić, ale łatwiej wcale nie musi oznaczać lepiej.
W Rz 12:11 są takie Słowa:
„Nie opuszczajcie się w gorliwości. Bądźcie płomiennego ducha. Pełnijcie służbę Panu.”
Bądźcie płomiennego ducha! Jezus nie chce żebyś się poddawał, żebyś ulegał zniechęceniu. Możesz doświadczać różnych rzeczy, po których będziesz zniechęcony – jakichś porażek, niepowodzeń, problemów, inni będą cie zniechęcać swoim postępowanie ale to nie jest ta droga. Ty możesz pójść inną drogą. Wierz mi – STAĆ CIĘ NA TO. Potrafisz!!! Jeśli jesteś zniechęcony, bo ci się nie udaje wiedz, że porażek i błędów nie doświadcza tylko ten, kto nic nie robi. Dla Boga liczy się to, że się starasz i to jest najważniejsze.