Andrzej

Mam na imię Andrzej, jestem żonaty, mam 2 dzieci. Od 23 lat jestem nauczycielem w szkole i lubię swoją pracę. Od dziecka wierzyłem w Boga, modlitwa i praktyki religijne były dla mnie codziennością. W życiu jednak kierowałem się swoimi zasadami, które często nic nie miały wspólnego z wyznawaną wiarą. Boleśnie też zacząłem doświadczać mocy grzechu i tego, że nie mam siły go odrzucić. Przed maturą, w 1990 roku, podczas rekolekcji i spowiedzi doznałem wstrząsu, po którym powoli zacząłem zbliżać się do Jezusa, ale nie była to jeszcze w pełni świadoma decyzja. W trakcie odbywania studiów wziąłem urlop dziekański by zastanowić się nad tym, co robię i dokąd zmierzam. W grudniu 1992 roku na nowo powierzyłem swoje życie Jezusowi i od tego momentu zaczął się nowy etap w moim życiu. Bóg z mocą wszedł w moje życie i zaczął je porządkować. Dzięki Jego łasce odrzuciłem grzech, a Jezus dał mi moc podnoszenia się z upadków i doświadczania zwycięstwa. Dzieje się to do dziś.

Dzięki Jego łasce odrzuciłem grzech, a Jezus dał mi moc podnoszenia się z upadków i doświadczania zwycięstwa.

Jednym z niezwykłych owoców mojej drogi z Panem jest doświadczanie Jego opieki oraz dobroci i wierności w moim życiu, tego, że On troszczy się o mnie. Mógłbym podawać wiele przykładów, ale podam jeden – moja praca. Na początku marca 1993 roku, po namowie przyjaciół, zacząłem prosić Boga o pracę. Po 2 dniach zadzwonił telefon mojego proboszcza, który zaproponował mi pracę katechety w szkole. Był to dla mnie wielki szok, gdyż poza mną i kilkoma najbliższymi osobami, nikt nie wiedział, że modlę się o pracę, a tym bardziej proboszcz. Z pewnym lękiem zgodziłem się, gdyż nie miałem jeszcze wtedy pełnego wykształcenia do pracy w szkole, ale zaufałem Bogu, który wysłuchał mojej modlitwy. Do dnia dzisiejszego doświadczam Jego opieki i troski w tej sprawie, chociaż od kilku lat z pracą jest coraz trudniej. Ma to związek z niżem demograficznym. Przez wiele lat nie musiałem martwić się o swoją pracę, ale od kilku lat zacząłem doświadczać lęków związanych z jej utratą. Doszedł do tego lęk o przyszłość mojej rodziny, moich dzieci, gdyż żona nie ma stałej pracy. Dzięki modlitwie i dobrej radzie przyjaciół poszerzyłem swoje kwalifikacje zawodowe i zacząłem uczyć przedmiotów zawodowych. To jednak nie rozwiązało do końca moich problemów i znów pojawiał się lęk o przyszłość. Z jednej strony paraliżował mnie strach, a z drugiej wiara w wierność Boga, który dał mi tę pracę. Przez ostatnie 4 lata uczę się zaufania i zawierzenia Bogu w tej dziedzinie i zawsze zadziwia mnie Jego dobroć i wierność. Bóg w niesamowity sposób przychodzi z interwencją w mojej sprawie, często w tzw. ostatniej chwili, by potwierdzić, że troszczy się o mnie i moją rodzinę. Dziękuję Mu z całego serca! Chwała Panu!