Cierpienie dotyka każdego z nas, jest nieodłącznym towarzyszem naszego życia. Niezależnie od tego czy jest ono fizyczne, czy duchowe, sprawia nam wiele bólu i zmartwień, podcina nam skrzydła, dołuje nas.

W naszej świadomości jest czasami taka myśl, że to nasze cierpienie jest największe, że to ja najbardziej na świecie cierpię. Ma to swoje głębokie uzasadnienie, ponieważ przyciska nas do ziemi, odbiera radość, a czasami nawet chęć życia. To przykra i negatywna strona cierpienia. Co nas dotyka?

Dotykać nas może wiele spraw: od najbardziej błahych do całkiem poważnych problemów. Właściwie czasami nawet trudno jest nam samym osądzić jakiego kalibru jest nasz problem, jaki jest prawdziwy ciężar naszego zmagania. Łatwiej jest może spojrzeć z boku, oczyma innych, ale i tu nie ma do końca mądrych.

Strata pracy lub jest długotrwały brak, rozbicie rodziny, śmierć bliskiej osoby, narastające długi, niepowodzenia w szkole, odrzucenie przez bliskich, znęcanie się fizyczne i psychiczne, niemożność znalezienia właściwego towarzysza życia (męża, żony), przewlekła choroba, wstydliwa przypadłość, brak wewnętrznego ładu, pokoju serca – trudno jest zestawiać wszystkie te problemy i szufladkować je… łączy ich natomiast jeden wspólny mianownik – brak, brak kogoś lub czegoś, co w sposób fundamentalny zmieniłoby nasze życie…

I jak tu w takiej sytuacji wielbić Boga? Jak oddawać Jemu chwałę, skoro często, świadomie bądź nie, Jego właśnie obarczamy winą za cierpienia, które na nas spadły. Zdarza się i tak, że chowamy się z naszym bólem, nie chcemy go wyjawiać, o nim mówić, a nawet myśleć…

Ten obszar naszego życia staje się często taką warownią, do której my sami nie chcemy wejść… i tu niejeden raz zaczyna się dramat…

Cierpienie jest tajemnicą… nie da się go sprowadzić do jakiejś definicji, a drogi wyjścia z niego do prostej rady. Każde jest wyjątkowe i niepowtarzalne, jak niepowtarzalny jest każdy z nas. Tylko Bóg zna nas na tyle, by przyjść do nas i pocieszyć, podnieść….

To Chrystus sprawił, że cierpienie, o ile jest przyjęte w posłuszeństwie woli Bożej, ma naprawdę sens, jest czystym aktem uwielbienia Boga, a zapewne On cieszy się taką ofiarą! Bóg w odpowiedzi otoczył Jezusa chwałą przez to, że przyjął On na siebie nasz grzech, przyjął cierpienie. Przez śmierć krzyżową Jezus w sposób doskonały uwielbił Swego Ojca – Boga. „On nauczył się posłuszeństwa przez to, co wycierpiał i stał się sprawcą wiecznego zbawienia dla tych, co w Niego wierzą!” (por. Hbr 5, 8-9).

Jezus sprawił, że cierpienie nie musi kojarzyć się tylko z klęską, co więcej, nasz Pan sprawił, że zwycięstwo przychodzi przez Krzyż, a Krzyż jak żadna inna rzeczywistość dotyka tajemnicy cierpienia. Jednak na nim się nie kończy – jest poranek wielkanocny i zwycięstwo. Ta paschalna droga Jezusa staje się dla nas nadzieją. Każdego przecież dotykają różne cierpienia, a nasz Pan przeszedł sam przez nie, obarczył się naszym cierpieniem i przynosi nam wolność w tej jakże trudnej po ludzku dziedzinie.

Uwielbiać Boga poprzez cierpienie nie przychodzi łatwo, ale aby doświadczać w pełni owoców Jego męki, trzeba wybrać się w drogę. Jest to paschalna droga umierania dla siebie, a wzrastania dla Niego. Wzruszająca jest historia Jana Chrzciciela, kiedy daje świadectwo wobec wszystkich, że nie jest Mesjaszem i wyznaje: „Ten, kto ma oblubienicę, jest oblubieńcem; a przyjaciel oblubieńca, który stoi i słucha go, doznaje najwyższej radości na głos oblubieńca. Ta zaś moja radość doszła do szczytu. Potrzeba, by On wzrastał, a ja się umniejszał”(J 3, 29-30). Wiemy jaką cenę zapłacił Jan za przynależność do Jezusa. Takich świadków jest tysiące…

Święty Paweł mówi nam o tej tajemnicy w Liście do Rzymian: mamy stać się żywą ofiarą Bogu miłą i przyjemną. W tej ofierze jest też miejsce na cierpienie, na ofiarowanie swojej duchowej czy materialnej biedy. Sługa Boży Jan Paweł II ukazał nam swoim świadectwem życia, zwłaszcza ostatnich jego dni, że cierpienie nie musi oddzielać od Boga, wręcz przeciwnie – może do Niego przybliżać. W cierpieniu paradoksalnie Bóg jest bliżej nas niż kiedykolwiek indziej. Nie zawsze to jednak odczuwamy, szczególnie wtedy, gdy skupiamy się całym sobą na tym, co boli, a nie próbujemy szukać Boga i być otwartym na Jego głos. Warto więc wołać do Pana w utrapieniu. Uczy nas tego Chrystus, Psalmista Dawid i święci – takie wołanie to także akt naszego uwielbienia Boga. Kiedy przychodzi cierpienie musimy się z nim zmierzyć, zapytać o sens, stanąć w prawdzie, nie ściemniać i nie udawać, że nic się nie stało i powierzać się ufnie Bogu, nawet wbrew nadziei – tak jak Abraham. Wtedy przenosimy nasze troski na Niego i z Niego otrzymujemy życie i moc Ducha. Zwycięstwo przychodzi gdy z wiarą, ufnie oddajemy się naszemu Panu. Tylko w obliczu wiary cierpienie ma sens, a wtedy przychodzi moc, by oddać Bogu chwałę, nawet w trudnościach.

W cierpieniu nie chodzi o cierpiętnictwo, czyli cierpienie dla cierpienia, ale o świadome oddanie swego życia i cierpienia Jezusowi. Wtedy cierpienie ma wymiar zbawczy, ma sens, bo cierpimy z Chrystusem, łączymy się z Jego męką i jak mówi św. Paweł dopełniamy udręk Chrystusa. To właśnie Paweł zachęca nas byśmy trwali przy Panuj nie tylko w obliczu zwycięstwa i radości, ale też w cierpieniu. Wtedy objawia się w nas nie tylko moc zmartwychwstania, ale i krzyża. To pełny wymiar paschalny naszego życia!

Trafnie zauważa św. Paweł, że „Wam bowiem z łaski dane jest to dla Chrystusa: nie tylko w Niego wierzyć, ale i dla Niego cierpieć” (Flp 1, 29).

Nadzieja, którą pokładamy w Panu jest taka, że „cierpień teraźniejszych nie można stawiać na równi z chwałą, która ma się w nas objawić”(Rz 8, 18) oraz że „jak bowiem obfitują w nas cierpienia Chrystusa, tak też wielkiej doznajemy przez Chrystusa pociechy” (2 Kor 1, 4n). Obietnica zaś dana nam przez Boga jest zdumiewająca: Bóg współdziała z tymi którzy go kochają we wszystkim, dla ich dobra. Bóg jest więc z nami także w nawiedzającym nas cierpieniu i pochyla się nad nami, by nas pocieszać i podnosić. On nie cieszy się naszym cierpieniem, ale cieszy się naszą postawą posłuszeństwa Jego woli, która nie zawsze dla nas jest do końca jasna i zrozumiała. Tę obietnicę może łatwo się czyta gdy nie dotyka nas cierpienie, ale naprawdę sprawdza się ona w nas, tzn., czy w nią serio wierzymy, właśnie w obliczu trudu, cierpienia i jak mówi św. Jakub, wtedy wartość naszej wiary staje się cenniejsza od zniszczalnego złota, które przecież próbuje się w ogniu…Tu po prostu potrzebna jest wiara! Inaczej nie damy rady! Bogu dzięki, że nic nas nie może odłączyć od Miłości Boga, która mam została dana w Jezusie Chrystusie (Rz 8, 38-39)!

 

Andrzej Bulicz